Cześć Kochani :*
Znów długo mnie nie było, wiem, ale dzisiaj mam dla Was całkowicie inną rzecz...
Kiedyś Wam napisałam, że opublikuję tu jedną ze swoich historyjek. Kilku poprzednich od tego czasu nie dodawałam, a raczej w ogóle żadnej nie dodawałam. Jak ja to już mam najlepiej mi się piszę na lekcjach, zawsze tak było, jakaś wtedy moja wena się nagle uruchamia, no po za nocą oczywiście. Noc - najlepszy czas do przemyśleń, tworzenia i ustalania przyszłości, szkoda że jak już nastąpi kolejny dzień tego zazwyczaj się nie spełnia. No cóż wtedy życie byłoby za piękne... Za namową przyjaciółki, której dałam przeczytać moje opowiadanie, o niczym innym nie myśli, jak tylko o tym moim dzisiejszych dziele (no dobra w środę też na lekcjach trochę zaczęłam, a tak to reszta dziś).
Typ ma tajemniczy, ale ja zawsze tak pisze, bo nawet jeśli myśli się, że wie się wszystko, wtedy okazuje się drugie dno. Specjalnie użyłam w kilku miejscach powtórzeń, aby podkreślić niektóre części. A z resztą sami zobaczycie...
Ostatnio przyszła do mnie paczka z Shimmerdeals, niestety nie otrzymałam rzeczy, tych co zamawiałam. Paczki nie dało się odesłać, ani wymienić. Za to moje nowe rzeczy, nie za bardzo mi się widzą, więc po prostu komuś dam.
Mam nadzieję że się spodoba, choć pewnie i tak pojawią się spamy. Dzisiaj również nie dodam żadnych zdjęć, ale to z powodu braku telefony przez 2 tygodnie. Więc chciałabym abyście się zanurzyli w moją nieprawdopodobną historię.
Mam nadzieję że się spodoba, choć pewnie i tak pojawią się spamy. Dzisiaj również nie dodam żadnych zdjęć, ale to z powodu braku telefony przez 2 tygodnie. Więc chciałabym abyście się zanurzyli w moją nieprawdopodobną historię.
Dolecieliśmy.
Drzwi powoli się otwierały. Wszyscy z pełną powagą szykowali się na coś
strasznego, większość nawet na śmierć. Oczywiście po za mną, bo nagle zaczęła
mnie ta cała sytuacja bawić. „Śmierć”, zaśmiałam się z cicha, czując pełen
skupienia i wyśmiania wzrok na sobie. Ah
śmierć, nawet nie wiedzą co ich tu czeka. Dla nich to słowo, to mało
powiedziane.
Czas przestać się ukrywać. Teraz pokaże
kim jestem! Tak, to ja sfałszowałam dokumenty, tak, mogą nie przeżyć, a z resztą co mnie to obchodzi! Wcale aż tak
dla nich strasznie nie będzie, po prostu zginą, bezboleśnie zginą, z resztą i
tak byli na to przygotowani. Cały czas chytrze się do siebie uśmiechałam.
Spodziewali się śmierci, ale to co zobaczą, nie śniło im się w najgorszych
koszmarach. Przez otwarte drzwi rzędami wychodzili na wojnę, szkoda, że nie
swoją. Coraz bardziej się do siebie uśmiechając, szłam pewnym krokiem, wśród
sztywniaków ze strachem w oczach. Po prawej maszerował mój przyjaciel, były
przyjaciel. Będzie mi go brakować, z resztą może i nie tylko jego, może… Są na
swoich miejscach, wyczuwałam ich. To jest mój teren, znam tą calusieńką
planetę, wiem o niej wszystko. Stanęli, a ja jakiemuś idiotowi weszłam w plecy.
Kurde twarde ma i nawet nie przeprosił!
Gdyby wiedział kim naprawdę jestem! Błagałby o litość, śmiertelnik! O
coś tam gadają, zauważyłam blaszane kawałki, hmm, czyli jednak nie chcą zgody w
tym ich całym wszechświecie. No trudno niech się nacieszą tymi chwilami, że nie
polegną bez honoru, pfff…
Ten
czas się zbliża, wiem to, zaraz tu będzie i rozpęta się prawdziwa walka.
Wyczułam przyjaciół, tych prawdziwych, których znałam od urodzenia. Mając
długi, czarny płaszcz nawet nie kapnęli się że zmieniłam postać, na tą
prawdziwą, jak można się nie spostrzec, no cóż śmiertelnicy! Ziemia się
trzęsła, małe kamyki podskakiwały, zaczyna się, zaraz tu będzie, ten przez
którego teraz ojciec nie może ze mną być! Pozbawił mnie osoby, którą jako
jedyną kochałam. Planowałam to od dawna, nie daruje mu, zginie!
Przepychałam
się przez tłum skupionych ludzi. Nawet się nie spostrzegłam, gdy stałam już na
przodzie wśród tych wszystkich ludzkich dowódców. Kamyki coraz bardziej
podskakiwały z ziemi. To było coraz bliżej, wyczułam strach śmiertelników koło
mnie i wyczekiwanie przyjaciół. Spociły mi się dłonie to powinno już się
zacząć. Przecież wiem, że on tu gdzieś jest, wiem!
Cisza,
nic, kompletnie nic, wszyscy wstrzymywali oddech. Nie ma już odwrotu. Pod
naszymi stopami znów zaczęło się wszystko
trzęść. Czas mijał. Krzyk. To Sha. Bitwa się zaczęła. Biegnę przed
siebie. Nie odwracam się za siebie, ani
na chwilę, tylko przyśpieszam. Nagle przed oczami pojawiły się moje najgorsze
koszmary. Myślałam, że do tego nie dojdzie, ale jeszcze nic nie jest stracone!
Jeszcze walczą! W biegu podskakuję i funduję zielonemu stworowi porządny
kopniak.
Pada
na ziemię. Leży. Ale on ohydny! Ojciec mi opowiadał o wyglądzie tego czegoś,
ale to przebiło wszystko. Dzięki mnie, dodatkowo pomiędzy zmarszczkami i
ogromnymi krostami pojawiła się krew. Szybko kalkulując dałam mu ze 3,5 metra
wysokości, plus jakieś 2 metry ogona. Coś mnie złapało za talię i mocno
ściskało. Przewróciło do góry nogami uciskając coraz mocniej, czułam jak krew
spływa mi do mózgu, jak wszystkie siły ze mnie uciekają. Powieki coraz to
ciężej mi się otwierały. Ale przecież nie mogę tak tego zakończyć, choćby ze
względu na ojca…
I jak, może być? Czekam na komentarze
Pa kochani :*