Witam wszystkich po długiej przerwie! Pewnie jak część wie (a jak nie to się dowie) wyjechałam z całą rodzinką na 8 dni w góry, konkretniej do Szczawnicy Zdrój. Upalnie było aż do środy, potem zaczął padać deszcz, chmurzyło się i ochłodziło. A tak po skrócie to:
W sobotę: przyjechaliśmy do pensjonatu po 17 więc zdążyliśmy się tylko rozpakować i trochę pochodzić przy Grajcarku (taka rzeczka).
W niedzielę: wybraliśmy się na Słowację, a także długi spacer po Szczawnicy, tradycyjnie odwiedziliśmy gruszki rosnące na wierzbie, nie to nie jest mit, bo właśnie tam one są, co prawda byłam wcześnie więc jeszcze nie były duże, ale są.
W poniedziałek: wybraliśmy się na Palenicę, a raczej wdrapaliśmy się, byliśmy jedynymi ludźmi którzy wchodzili, bo reszta wjeżdżała i zjeżdżała. Szlak był stromy, pogoda upalna, ale mimo to weszliśmy, a potem zeszliśmy. W drodze na szczyt zauważyłam zieloną jaszczurkę i udało mi się jej zrobić zdjęcie. Potem weszliśmy na Szafranówkę, już było łatwiej bo szlak nie był aż tak stromy. Mimo że byłam posmarowana, słonce i tak spiekło mi ramiona, plecy i kark. Później było tak gorąco, że nie dało się wytrzymać i ze zwykłej bluzki zrobiłam sobie krótki crop top. A pod wieczór wybraliśmy się do parku.
We wtorek: pojechaliśmy do Jaworek i poszliśmy do Wąwozu Homole i Bukowinki. Także było upalnie i jak koleżanka mamy stwierdziła to są "afrykańskie upały". Tam też część wjeżdżała i zjeżdżała, ale ja się uparłam by na wszystko wchodzić i zchodzić.
W środę: weszliśmy na Bryjarkę, Bereśnik,a także poszliśmy do wodospadu Zasanie. W drodze na Bryjarkę uwzięły się na mnie ślepaki, tak że zostały mi po nich pamiątki m.in. przez nie mam spuchniętą nogę. Wracając pogoda całkowicie się popsuła i zaczęła się burza, wszyscy pochowali się, a ja biegałam zadowolona w deszczu.
W czwartek: pogoda się trochę popsuła, ale nam to nie przeszkadzało i wybraliśmy się nad Dunajec pokarmić kaczki i rybki.
W piątek: pogoda się trochę polepszyła więc poszliśmy na Sokolice i kolejny raz na Słowację. Na samym szczycie było naprawdę zimno i bardzo wiało, wszyscy byli poubierani w bluzy.
W sobotę: rano wyjechaliśmy ze Szczawnicy i udaliśmy się do Zakopanego, nad Morskie Oko, widoki były cudne (w Szczawnicy też, bo z niektórych gór było pięknie widać Tatry) i opłacało się tyle iść. Choć potem normalnie czułam każdą dziurę w asfalcie i najmniejsze kamyki pod butami.
Do domu dojechałam dopiero na następny dzień. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. A wy gdzieś byliście?
Pa <3